piątek, 6 maja 2011

weselne DIY

Jak wyczytałam kiedyś na blogu mojego kolegi Rafała, jedną z głównych zasad w prowadzeniu bloga, jest jego częsta aktualizacja. Przyznaję, że ostatnio go zaniedbałam, ale już jestem! Mam kilka zaczętych "projektów" (bleh. powinno być nowe słowo na elementy, które się przygotowuje aby łączyły się w jedną spójną całość, która by była gotowa do upublicznienia.), które na pewno wkrótce tu zamieszczę. Póki co, śpieszę się jak mogę z zamieszczeniem tego posta, ponieważ mam jeszcze wiele rzeczy do zrobienia przed wyjazdem do Łodzi. Planowałam powrót na niedzielę, ale wczoraj (przedwczoraj?) dowiedziałam się, że będę miała możliwość uczestnictwa w Fashion Weeku (nawiasem mówiąc, właśnie trwa!). Zobacz: poprzedni post, aby się dowiedzieć kto jest głosicielem dobrej nowiny ;). Jeżeli będzie możliwość (czemu miało by jej nie być? O.o), to na pewno zrobię dużo zdjęć.

Ale przejdźmy może do tematu posta. W poniedziałek odbył się ślub mojego brata. Miałam spory problem ze znalezieniem odpowiedniej sukienki. Nie trawię sukienek typu "weselniak", a też nie stać mnie na cudne, wyszywane kreacje typu Chanel czy Ellie Saab. Każdy kto zobaczy moją szafę mówi: "Boże, ile czarnych rzeczy." (choć ostatnio się poprawiam! z oporem, bo kocham czerń), ale nie dlatego moja sukienka była czarna. Przyrzekam! Szukałam kolorowych sukienek, jednak nic nie mogłam znaleźć. Przeszłam cały PORT w Łodzi (nie licząc wcześniej Galerii Łódzkiej, Manufaktury i paru zaufanych second-handów. No i sklepy w Częstochowie), już miałam wracać do domu, jednak zdecydowałam się wrócić i przejść raz jeszcze (przepraszam Paulinę :>). I znalazłam. Oto ona na początku:
Żałuję, że nie zrobiłam jej zdjęcia bez żadnych prób, wstążek. Oryginalna, pierwsza jej wersja była bez czerwonej tasiemki i tej "poduszki" na ramieniu.
Następnie ewoluowała do takiej:

Doszyłam do niej ramiączka-poduszki. Kupiłam zbyt dużo materiału, więc pewnie coś później z niego zrobię... Jak widzicie, sukienka była bardzo wycięta z tyłu i było widać biustonosz. Poradziłam sobie z tym za pomocą Low Back Strap z Kappahl (ok. 24zł). Wygląda to mniej więcej tak:
Nie wymaga to przeróbek w samym biustonoszu. To po prostu taki pas, który się przyczepia na zaczepki.
Ale powróćmy do sukienki. Następnie, stwierdziłam, że sukienka jest zbyt czarna, a jako, że za bardzo nie lubię nosić biżuterii chyba, że jest duża i traktuję ją jako element ubioru, a nie jego dodatek. Niestety biżuteria dostępna w sklepach też nie spełniła moich wymagań, postanowiłam sama wyszyć coś na samej sukience. Efekt końcowy:

Jak widać, doszyłam perełki, złote cekiny i po dwa kryształki. Dla inspiracji, w czasie wyszywania oglądałam Coco Chanel (2009, reż Anne Fontaine). Film, może nie jest najoryginalniejszy, ale w tym przypadku ważniejsza była dla mnie jego tematyka, Coco i Audrey Tautou. Chciałam uchwycić tą samą prostotę i klasykę co Chanel w swoich projektach.

Ogólnie, mało jest mnie na zdjęciach ze ślubu, ponieważ byłam "oficjalnym" fotografem imprezy. Jeżeli już jestem, to...


 ... albo płaczę....

...albo jestem za aparatem. W drodze do domu panny młodej zdecydowałam, że muszę zmienić moje obcasy na sandałki na płaskim obcasie, ponieważ nie będę w stanie robić zdjęć. Niestety zostało już tak do końca imprezy.

I to by było na tyle. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będę miała okazję założyć tą sukienkę. Póki co żegnam Was i lecę, pędzę się pakować. :>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

I love getting comments!
thank you! <3